Wiedziałam, że nie jestem osobą skoncentrowaną tylko na kilku zainteresowaniach, które dobrze mi wychodzą i dają satysfakcje. Jest to czasem męczące, to poszukiwanie spełnienia i angażowanie się w masę rzecz, które czasem jednak mi nie wychodzą (bo nie jestem do nich stworzona) odpuszczam wtedy, ale z ogromnym żalem i nie działa na mnie stwierdzenie:" przecież nikt nie może być dobry we wszystkim". Tak! Podjęłam kroki aby nauczyć się szyć na maszynie! Wszystkie kobiety w mojej rodzinie szyją na maszynie (od strony mamy), a tylko jedna ma wykształcenie krawieckie reszta to samouki z zamiłowania.
Z początku wpadłam w okropną rozpacz, bo przecież wszystko powinno być dobrze i Kornelka (bo tak nazwałam moją ok. 60 letnią maszynę na napęd nożny) powinna szyć, mój mąż poświęcił 2 dni na jej wyczyszczenie (chodziła jak cudo leciutko, ale rwie nici). Kornelka ma złamany naprężacz do nici ;( Z pomocą i chęcią wytłumaczenia budowy i obsługi przyszła mi znajoma. Byłam zdziwiona, że również pożyczyła mi swoją maszynę do szycia! Ja zdziwiona tym, że daje mi swój skarb o nazwie Pani Maszyna ;P A ona, że tak szybko pojęłam wszystko co tego wspaniałego urządzenia dotyczy :D
Dogaduję się świetnie z Panią Maszyną, jednak będę musiała niebawem sprawić sobie swoją.
Oto moje mniej i bardziej udane (po)Twory:
(Zdjecia powiększają sie po kliknięciu)
Pierwszy był zrobiony ten po lewej, ale drugi już wyszedł całkiem nieźle :D jak na mój szwacki gust i szycie na maszynie od 20min.
Fartuszek dla mojej córeczki na przedstawienie przedszkolne z okazji Dnia Babci i Dziadka :)
Torba dla mojej Córeczki na zajęcia z baletu :) na razie za duża i już widzę swój błąd szyjąc jej paski (są za szeroko rozmieszczone i trochę się zapada, ale i na to znajdzie się rada). Życzę Wam miłego niedzielnego dnia!! ^^
Wracam do dokończenia puf, które kiedyś były wspomniane w poście, a wybebeszyłam je na gołe skrzynki ^^