poniedziałek, 29 sierpnia 2011

KONCERT GACKT'a (06.08.2011r. Stodoła) i Warszawa

Jeszcze raz przepraszam, że tak długo, wszystkie zdjęcia po "kliknięciu" powiększają się. To tyle, miłej lektury!

Moje przeżycia związane z wyjazdem do Warszawy zaczęły się już dzień wcześniej. Cóż się dziwić? Zawsze chciałam pojechać do stolicy, zobaczyć Pałac Kultury i pójść do Stodoły no i zjeść coś w japońskiej restauracji. A tu Warszawa, Stodoła z koncertem G., spotkanie z cudownymi bloggerkami, jedzenie w japońskiej knajpce i te emocje, które się w nas kumulowały. A  to trzeba się spakować, przygotować wszystko, wstać raniutko (o 5:00 pobudka dźwiękami "Flower", które mnie nie obudziło), ubrać się, wypić kawusię i wyruszyć w podróż tramwajem, aby dotrzeć na bus, który miał mnie zawieźć do Warszawy. Z tego wszystkiego przed wyjazdem spałam może 2h, bo nawiedzały mnie okropne myśli typu ukradzenia podręcznej torby, w której miałam bilet, ześlizgującej się torby z mojego ramienia, która wpada pod kolejkę i zostaje zmielona na strzępy. Wstałam bardziej zmęczona niż jakbym się nie położyła w ogóle spać. 
W sobotę raniutko mój małż bardzo miło mnie zdziwił, bo przygotował dla mnie niespodziankę w formie odwiezienia mnie do Gdańska Głównego kolejką. Więc do małej raniutko przybyła niania :)
Także mój mąż mężnie odstawiła mnie na busa, który wyjechał spod dworca o 7:45 i tak zaczęła się moja podróż :D W sumie bardzo miła i radosna podróż, prócz jednego incydentu z moim biednym pęcherzem i zakonnicy, która siedziała za mną mówiąc zdrowaśki (ale to zagłuszyłam słuchając muzyki na telefonie). Pytałam kierowcę o postój, a ten zatrzymał się na postój jakieś 150 km dalej ;P (ponad godzinę później), ale nie tylko mnie ścisnęło na pójście do przybytku, jednak ja chyba najszybciej wystrzeliłam z samochodu gnając na złamanie karku do toalety bez zapiętych na zamek trampek ;) jak zwykle i jak na złość muszę wyglądać w takich sytuacjach komicznie. Do Warszawy wjechaliśmy ok. 13:10 czyli z opóźnieniem, ale rozglądałam się po stolicy jak dziecko z otwartą buzią szukając górującego nad resztą miasta Pałacu Kultury i powtarzając sobie w myślach: "Pałac Kultury mym drogowskazem". Wysiadłam na przystanku Metro Politechnika 01 o godzinie 13:20 i po przejściu przez pasy pod wejście do stacji metra zadzwoniłam do Miriel. Miałyśmy się spotkać pod "Złotymi Tarasami" (gdziekolwiek to jest? i jakkolwiek to wygląda?).
Miriel oczywiście wspierała mnie na duchu, abym przejechała jeden przystanek metra i wysiadła w centrum pamiętając, aby wsiąść do metra w kierunku na Młociny :) Bilet kupiłam bez problemu, jednak bramka metra była dla mnie rzeczą nie do przeskoczenia! Razem z dziewczyną (wybacz zapomniałam Twojego imienia), która jechała ze mną w busie również na Gackto starałyśmy się sforsować bramkę jej się udało mi nie. Wtedy poczułam się jakby z butów wystawała mi słoma ;/ No cóż nie każdy mieszka w takim mieście jak Warszawa. Także na pierwszą w życiu podróż metrem miałam kompankę. Wysiadłam w centrum razem z towarzyszką z Gdańska i jej koleżanki pokierowały mnie zgodnym chórem i pokazując palcami wskazującymi "tam" po wspomnieniu hasła "Złote Tarasy". Mijając po drodze Pałac Kultury i będąc kierowaną przez Miriel (przez telefon) z zachwytu przystanęłam przed Pałacem i się popłakałam, nie myślałam, że jest aż tak piękny! Miriel oczywiście okazała mi niezwykłą cierpliwość, za co Ci bardzo dziękuję!! Idąc z plecakiem w spiekocie  zauważyłam po drugiej stronie ulicy właśnie owo "łoł!"

Owe: "łoł". Źródło zdjęcia: tutaj.
bo tylko tyle powiedziałam stojąc jak sierota z otwartą buzią, nawet nie zwracałam uwagi na przyglądających się mojej osobie ludziom. Ruszyłam w kierunku jak już teraz wiem! Ha! Centrum handlowego "Złote Tarasy" ^.^ i co? Wlazłam do nie tych obrotowych drzwi co trzeba... Miły pan ochroniarz grzecznie mnie wyprosił wcześniej mówiąc gdzie mam podążyć, ludzie spojrzeli na mnie  jak na ufo, a ja tylko pomyślałam: "że też muszę zawsze zrobić z siebie kretynkę, no cóż ktoś musi! Trudno nie będę się przejmować,  spotkam się z dziewczynami, będę miała masę wspomnień i będę się świetnie bawić na koncercie!
Ach już nie mogę się doczekać ich striptizu i fanservice'u". Miriel mnie odnalazła! Na pierwszym piętrze w restauracji japońskiej czekały na mnie prócz Miriel: Asai, Ismara, Sirielle i Marta. Bardzo miła restauracja, ludzie przyglądali się nam z ogromnym zaciekawieniem. W menu znalazłam sobie zupkę wonton z pierożkami. Przed przyniesieniem zupki przyniesiono nam miseczki z pyszną sałatką z sezamem (nie wspomnę nic o tych ręcznikach w koszyku!).
Moja, pyszna zupka :)
Po zjedzeniu, sesji fotograficznej z dziewczynami i wypisaniu liścików przez Miriel i Sirielle, które dołączyły do kwiatów dla G. poszłyśmy z Miriel na dworzec centralny żeby zamknąć mój plecak w depozycie. To był dobry krok z mojej strony! Biorąc pod uwagę, co później działo się pod klubem. 
My oprócz Marty, która robiła nam zdjęcie :)



Po oddaniu mojego bagażu pomknęłyśmy do metra, aby dojechać do Stodoły. Bramki metra kolejny raz mnie zestresowały. Metro kierunek Kabaty, musiałyśmy wysiąść na Polach Mokotowskich (czyli drugi przystanek od centrum). Na przystanku Metro Politechnika odezwała się z głośnika miła pani oznajmująca, że metro nie zatrzymuje się na kolejnym przystanku. Więc w te pędy wyskoczyłyśmy z metra z nadzieją, że kolejne zatrzyma się na naszej stacji, jednak myliłyśmy się. Więc pozostał nam autobus, po chwili oczekiwania przyjechał autobus, w który z radością wsiadłyśmy. Dziewczyny usadowiły się radośnie rozmawiając, a ja patrzyłam zafascynowana przez okno. Aż przy przystanku autobusu ukazał mi się oszklony tunel prowadzący na stację metra i tak mnie olśniło, że to raczej tu mamy wysiąść. Jednak dziewczyny były tak pochłonięte rozmową, że wysiadłyśmy przystanek za daleko. W końcu dotarłyśmy! Idąc przez przejście dla pieszych spotkałyśmy jeszcze Lladię. Pod klubem był już dość spory tłum ludzi, do otwarcia klubu zostało jeszcze ok. 2,5h. Pod Stodołą odnalazła nas Benihime-chan. Było bardzo wesoło :D prócz mojego podpisywania się na fladze dla YFC, gdzie w swoim nicku zrobiłam błąd (;_;)

Przy klubie Stodoła.
P.S.  Dzięki Ismaro za nie opublikowanie mojego zdjęcia z chałką w buzi i siatką na głowie ;P (mi też czasem odbija, statecznej, dojrzałej i opanowanej Matce polce ;P)

I zaczęło lać... grzmieć, błyskać i to centralnie nad naszymi głowami! Masakra! Lubię burzę, ale nie stojąc w 7 dziewczyn pod 3 parasolami (komuna parasolowa), gdy Ismara grzebie w internecie na telefonie ;P Sadystka! Dobrze, że w nas piorun nie trzasnął.
Dzięki Miriel doszła do nas informacja o tym, że organizator zacznie wpuszczać nas 30 min przed czasem. Bardzo łaskawe z jego strony! :D

Komuna parasolowa :D
Źródło zdjęcia: tutaj. (Ja i Marta)









 


Wciskałyśmy się przez wąziutki kołnierz zrobiony z płotków trzymając się w talii, aby się nie pogubić. Sprawdzanie torebek, rewizja, sprawdzanie biletów i już można było pędzić pod scenę. Powiem szczerze, byłyśmy bliżej pod sceną niż na Miyavim :D Stałyśmy w rosnącym tłumie, widziałam tą "klatkę" na, której mieli tańczyć Gackt i Jon z napisem YELLOW FRIED CHICKENz. I bałam się, na prawdę bałam się, czy on rzeczywiście wygląda tak jak na zdjęciach i w filmach. Chyba tego bym nie mogła przeboleć jakby Sho okazał się- nie Sho.


Wybaczcie mi jakość zdjęcia, ale mój telefon perfidnie oddala, nawet gdy przybliżyłam dwukrotnie obraz ;/ zdjęcie zrobione dosłownie chwilę przed momentem, gdy z głośnika popłynęło co drugie słowo "fuck",
YELLOW FRIED CHICKENz
spojrzałam za siebie... Ułamki sekundy, zrobiło mi się słabo, a przy tym oniemiałam, tłumu ludzi nie było końca i pierwsze, co pomyślałam: "nie wrócę z tego koncertu żywa, jak ten tłum zacznie przeć na rzędy wcześniejsze". Było duszno, wszyscy mieli mokre ciuchy, mądrze, że do sufitu przywiązano 4 zwykłe wiatraki biurowe, które jednak nas poratowały. 


I wyszli na scenę... Tłum ani drgnął, jak stałam tak stałam, i pierwsze co pomyślałam to, to że G. wyglądał na bardzo groźnego, wściekłego, złego i przemknęło mi: "Boże on chce nas pozabijać, czy zgwałcić?". "Przecież Sho nie był taki groźny, nie patrzył takim zawistnymi oczami. Gra, na pewno gra! Albo się pokłócili z Jon'em? To nas pozabija, czy nie? Nie, przecież kocha nas, bo by nie przyjechał! Tak! To jest mój kochany Sho i zaraz nie będzie się złościł!". I zaczęli, bardzo ogłuszyła mnie muzyka, nie wiedziałam przez moment gdzie jestem. Zbyt głośna, dudniąca, miałam wrażenie, że chce naz ogłuszyć i zakamuflować niedomaganie głosu G., czemu? Przecież i tak by było ok, jakkolwiek by śpiewał, tak jak było z Meeve, gdy mu się głos załamał na "Gravity". Co do charakteryzacji,


nie byli mocno umalowani, ale mi się bardzo podobało, za to You wyglądał zupełnie inaczej, aż zaczęłam się na jego widok ślinić (*@.@*). 

Lista piosenek:

The End of the Day [nowa]*
Wkurzony G.
Nine Spiral
Speed Master
Last Kiss [nowa]*
Episode.0
Mind Forest (eng ver).
妄想-Girl [aka gay song, nowa]*
Vanilla
Justified
Jesus
You are the reason [nowa]*
All my love [nowa]*
Uncontrol


Beztroski Jon
Co do fanservice'u, który nam panowie zafundowali, powiem tylko: "Mało! Chcę więcej!". Rozrywane koszule rzucane w tłum, krawaty, rzucane kostki do gry na gitarze przez You i Chachę. Nie sposób było złapać koszuli, czy krawatu, jednak zachowanie fanów mogę określić jako pełną kulturę, nie było przepychanek, walk na rwanie ciuchów rzuconych przez Gackto czy Jona, chciałam złapać butelkę wody, którą rzucił Jon, ale złapała ją dziewczyna przede mną, a ja dostałam jedynie wodą po oczach. No cóż, dobre chociaż to :D Do tego jeden minus, za długo kazali nam się drzeć, abyśmy pokazali swoje dusze... dlatego też pewnie to zapalenie oskrzeli. Ale było warto, nie żałuję, było genialnie, w sumie (wstyd) przez nagłośnienie i oszołomienie rozpoznałam tylko Vanillę (bosko im wyszła! szkoda, że nie mogłam stanąć po między nimi i razem z nimi pokręcić pupą ;P), a to że G. zadecydował o drugim wokalu jak dla mnie bomba. Można było popatrzeć na dwa ciacha :P
You (*^.^*)
Układy choreograficzne proste, ale bardzo mi się podobały, nie zaśmiałam się z nich ani razu, byłam pełna podziwu dla ich tańca.  Razem z dziewczynami stałyśmy blisko siebie, a to dlatego, że milej i jakoś (jak dla mnie) bezpieczniej i miło spojrzeć na uśmiechnięte znajome buzie. W pewnym momencie zwiesiłam się totalnie wgapiając się w Gackto, jego twarz i posturę i zachciało mi się płakać, przemykało mi przez myśl jedynie: "Boże, to on to G., to mój Sho, jest przystojny jak na zdjęciach, jak w Moon Child!" Trans, oderwanie od rzeczywistości! Nie mogłam uronić łzy, i dzięki Ismarze, która mnie trąciła łokciem ocknęłam się. Krzyczeliśmy tak głośno, że mimo mojej znikomej wiedzy o G. zauważyłam, że się wzruszył, pokzał nam wyciągnięty kciuk do góry i obrócił się na moment do nas plecami, nie chciał się popłakać (tak mi się wydaje). To mnie zmobilizowało do jeszcze głośniejszego krzyku ponad siły, paliło mnie w gardle, łamał się głos, bolały uszy od mojego i innych krzyków, mimo to krzyczałam. Wiedziałam, że tak naprawdę tylko tak mogę mu podziękować za to, że przyjechał i zdzierał sobie dla nas gardło, że to jest jedyny sposób żeby nas zapamiętał... żeby zapragnął wrócić...
Jeszcze jedno jeśli chodzi o końcówkę koncertu, perkusista rzucał swoimi pałeczkami do gry, biorąc pod uwagę, że nad salą na której był nasz tłum znajdował się balkon, na którym było dwoje nastolatków na wózkach z opiekunami, cieszy mnie to i bardzo wzruszyło, że dzieciaki mają na pamiątkę po pałeczce.

I mam niedosyt, że nie zagrał "Secret Garden", "Flower" czy "Fragrance" ;( Może następnym razem... Po koncercie stwierdziłyśmy, że poczekamy aż Gackto czerwony autokar będzie wyjeżdżać, żeby go pożegnać. Lladia umilała sobie czas puszczając bańki. W końcu zaczęli wyłaniać się z czeluści Stodoły i skierowali kroki do autokaru, o ile się nie mylę G. pomachał do nas i posłał buziaka :) miał kapelusz na głowie i później widziałam go dosłownie 2 metry od siebie, dzieliła nas tylko autokarowa szyba, siedział w kapeluszu z laptopem na nodze założonej kostką nogi na drugą :D Było mi wewnątrz ciepło, że tak miło ich pożegnaliśmy mimo, że na zewnątrz byłam bardzo zmarznięta przez mokry sweter i gorset. Powrót do centrum, aby wziąć mój plecak z depozytu i ciepła herbata w barze pod dworcem w oczekiwaniu na autobus do mieszkanka Miriel. Z autobusu robiłam zdjęcia śpiącej Warszawie (wybaczcie za jakość).
 
Domyślam się, że ta relacja jest mniej przepełniona emocjami i uwielbieniem dla G. ogarnęłam się po koncercie niezwykle szybko... Może to też dlatego, że znów trzyma mnie Vicoholizm (i nie odpuszcza nawet na trochę). Może to też przez to, że G. lubię tylko za kilka piosenek i za "Moon Child".

U Miriel, aaa!! kocham Twój kredens w kuchni!!!! Masz cudowne mieszkanko i cudowne koty :D Spałam 3h i po przebudzeniu zastanawiałam się gdzie jestem, czemu Miriel szyła w nocy na maszynie (skutek uboczny głośnej muzyki zapewne) i czy poprzedni dzień rzeczywiście się wydarzył?! Ogarnęłyśmy się dość sprawnie i pojechałyśmy do centrum (podczas jazdy robiłam zdjęcia, które wyszły bardzo ładnie), tam Miriel zrobiła mi zdjęcia pod Pałacem Kultury i Nauki (miło, że nie zauważyłyście, że prawie się popłakałam, że zechciałyście spełnić moje marzenie). Specjalnie dla Was: "KaŁaiiiiii"- macha rękami i podskakuje.
W tunelu kupiłam pyszne drożdżówki i wodę. Posiedziałyśmy na ławeczce i dziewczęta odprowadziły mnie do tunelu metra. Dziękuję Miriel za oświecenie jak działają barierki metra i że nauczyłaś mnie kupować bilety w automatach.

 

 
 

I ostatnie zdjęcie zrobione przy przystanku Metro Politchnika 02, przez które mam bardzo przykre wspomnienie wyjazdu z Warszawy. Robiąc zdjęcia w Warszawie przypomniała mi się szkolna lektura "Przedwiośnie" i słowa "jedź do Polski, tak stoją szklane domy".
Przykre, bo gdy przyjechał mój bus do, którego miałam zarezerwowany bilet już 2 sierpnia, pan oznajmił mi, że nie ma mnie na liście pasażerów i nie weźmie mnie do busa. Jedyne co mi pozostało to zadzwonić do pani, u której zamawiałam bilet. I okazało się, że jednak nie muszę jechać zwykłym PKSem, który miałam mieć z Dworca Zachodniego za 20 min, a na który pan kierowca skwapliwie chciał mnie podwieźć, bo nastąpiła pomyłka. Podróż do pierwszego postoju przeżyłam z trudem siedząc na samym końcu, później przesiadłam się na miejsce obok kierowcy (pal licho, że musiałam wysiadać za każdym razem, gdy ktoś wysiadał, nie trzęsło i ci beznadziejni ludzie nie posyłali mi takich ścin jakbym kogoś zabiła). Większość podróży powrotnej przespałam, resztę pisałam wiadomości na Twitterze z Ismarą (dziękuję za wsparcie na duchu). Dziwni ludzie, naprawdę, gdy wykłócałam się z kierowcą o miejsce podając kolejny raz moje nazwisko, a ten nawet nie raczył tego sprawdzić w zeszycie, ludzie się śmiali, perfidnie i chamsko się śmiali, jakby chcieli powiedzieć "dobrze jej tak".
W Gdańsku byłam ok. 16:30, ale do domku wróciłam blisko 24:00 (jak urlop, to urlop).

A oto reakcje Gackt'a i YFC na koncert w Polsce:

 
 

Dziękuję, że zechcieliście poświęcić czas i przeczytać mój wpis :D

34 komentarze:

  1. Rozbawiła mnie ta część, w której Gackt miał nas "pozabijać i zgwałcić" chyba nawet coś takiego nie przyszłoby mi do głowy xD no i to ślinienie na widok You... :D
    Poza tym jakoś podobał mi się ten drobny chaos w Twojej relacji ^^
    Tylko ta część o autobusie... dosyć nieprzyjemna podróż ._. nie lubię tego typu niemiłych ludzi.
    Ale cieszę się, że Ci się podobało =^.^=

    OdpowiedzUsuń
  2. :) nie ład w recenzji może też spowodowany tym, że wczoraj drzwi od domu mi się nie zamykały- w przenośni i dosłownie. Dom cały dzień pełen ludzi, a do tego mieliśmy wymieniane drzwi do mieszkania. Więc możliwe, że to przez to :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O, a ja wiatraków w ogóle nie zauważyłam xD Ale rzeczywiście nie było tak duszno jak na Miyavim. Ah, mój głos był zdemolowany do tego stopnia, że Marta się śmiała, że brzmię jak głęboko natchniona osoba xD Ale masz rację, to był jedyny sposób na okazanie radości i zadowolenia. I dołączam do zachwytów nad YOU!
    A ludzie z busa...no cóż, chyba brakuje im czegoś w życiu XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Musze na dwa razy, damn :/

    Lubię burzę, ale nie [...] gdy Ismara grzebie w internecie na telefonie ;P Sadystka!
    ej! ja tylko starałam się trzymać nas na bieżąco z wiadomościami! XP

    OdpowiedzUsuń
  5. oj tam nie złość się Ismarko! wiem, ale to było ryzykowne ;P

    Benihime-chan pamiętaj o przeczytaniu wpisu z koncertu Miyaviego ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie złoszczę się, bo nie mam o co. Śmieję się ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Łee jaki on straszny.On przy mnie to kociak normalnie.Pikuś w porównaniu z tym jak ja się wkurzę, uwierzcie mi:-)No Nathalienn ty to masz dopiero niezły cyrk,nie przepraszam z tobą to Meksyk(jak moja szanowna rodzicielka nieraz o mnie miło powie).Wrażenia niezwykłe, aż można poczuć czytając.Foty śliczne , phonem to rzeczywiście kiepskie:(W końcu się recenzji doczekałam , bo rozrywało mnie w środku. Hm... to ja już wolę gwałt.Madzia**

    OdpowiedzUsuń
  8. kiepskie nocne, bo te 9 ostatnich zdjęć też telefonem i to w jadącym autobusie :D wiesz, co do gwałtu, też tak pomyślałam, ale później się zawahałam bo przecież G. przyrodzenie ma nazwę "magnum" ;/
    A co do meksyku ze mną- ja tak już mam (trudno ;p muszę żyć dalej).

    OdpowiedzUsuń
  9. "Boże on chce nas pozabijać, czy zgwałcić?" XD
    Boski tekst XD

    OdpowiedzUsuń
  10. Dzięki Lili, ale naprawdę tak pomyślałam :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie miałam pojęcia jaka zabawna była Twoja droga do Warszawy i jaka niefajna powrotna.

    Że też ty do wszystkiego tak poważnie podchodzisz, przecież "Taniec" i gesty G były takie pocieszne ;-)

    Że też go widziałaś gdy wychodził ze Stodoły ;-) Wyszukałaś odpowiednie miejsce, nei ma co ;-)

    Ale ładnie sobie urlop przedłużyłaś.

    Zauważyłam, że You zasłużył na miejsce na blogu. A przecież na koncercie był taki spokojny ;-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Drogę powrotną miałaś beznadziejną.Że też tacy chamscy debile muszą się czasami napatoczyć.Współczuję Ci kochana ja na Twoim miejscu , raczej nie wytrzymałabym , bo nie toleruję takiego zachowania.Świnie nie ludzie.Za grosz kultury.Oj tam nazwa NathaliennMam nadzieję, że nie odbiło Ci z deka jak naszym dziewczyną, Miriel i Ismarze?Bo mnie powaliły na kolana ,Miriel z biustem Gacka i Ismarze z tyłkiem You.Ale jak napisała Ismara cytuję "Każdy ma jakieś drobne zainteresowania, ne?"Co jest niestety prawdą.Madzia**

    OdpowiedzUsuń
  13. Zmieniłaś szablon!Teraz dopiero zauważyłam, no nie.Madzia**

    OdpowiedzUsuń
  14. Asai nie spokojność czy niepokorna dusza świadczy o miejscu na blogu, tylko to "coś", u G. jest to bycie "Sho" i te kilka piosenek, Kame i Vic wiadomo <3 itd. itp. Co do drogi do Warszawy była na prawdę sympatyczna i wesoła- aż nie mogłam spać :D a powrotna, pół drogi chciało mi się ryczeć, Ci ludzie tak mnie obgadywali i ścinali, że nawet nie miałam ochoty zmieniać ich opinii na mój temat ( totalnie rozwalone cholewy butów, paliłam przy aucie na postojach i puszczałam im takie same spojrzenia jak oni mi. Nie podchodzę do wszystkiego poważnie, nie widzę tej pocieszności w tańcu G. przecież nie znam go tak jak Wy! Może też przez to tak kocham "Moon Child" a Wy uważacie go za sztuczny ;P

    OdpowiedzUsuń
  15. szablon? chodzi Ci o banner? to wczoraj późnym wieczorem był zmieniony ;) co do bzika to mam ogromnego na punkcie Vica już nie mogę się doczekać nowej dramy z nim i dwóch filmów uwielbiam jego głos, miny, gesty, brak biustu, uśmiech, pupę, usta, oczy, nawet odstające uszy są fajne! Vic jest super, extra sexy MÓJ (=*.*=) (przywłaszczam sobie go, bo nie spotkałam jeszcze blogerki czy fanki, która by oglądała wszystkie produkcje z jego udziałem, wszystkie albumy)- prócz Orchidei Trawiastej- ale ona w innym sensie trochę ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Vickoholizm jak w mordę strzelił.Przeczytałam recenzje z koncertu Gackt na JamePolska.Królem był Chacha, bo co jak co, ale był na luzie(zresztą John też, ale Chacha króluję)Hm... Chacha ma coś w sobie pozytywnego, coś co przyciąga ludzi do siebie jak magnes i to właśnie w nim lubię.Gest Shinyi był doprawdy rewelacyjny:-Ha Gackt kurczaka odrzucił ,a stanik sobie zatrzymał ...pff facet.Madzia**

    OdpowiedzUsuń
  17. Zakochałam się normalnie ech...Madzia**

    OdpowiedzUsuń
  18. teraz się zgubiłam ;P w kim przepraszam to zakochanie?
    Tak Vicoholizm góruje, biorąc pod uwagę, że dziś znalazłam jego Twittera :D ale od kwietnia nic nie napisał (nagrywa obecnie 2 filmy i dramę i z czego wiem uczy się angielskiego mówionego). Jestem z niego dumna (czego o mnie nie można powiedzieć).

    OdpowiedzUsuń
  19. Mhm, osoba pisząca tą recenzję momentami chyba widziała zupełnie coś innego niż ja~ Stanik tak samo jak i kurczak został odrzucony gdzieś do tyłu xP

    Może Vic wróci na twittera jak będzie miał więcej czasu. Ja czekam aż powróci Junki xD

    OdpowiedzUsuń
  20. to trzymam kciuki żeby powrócił... w sumie to dziwne, bo te zdjęcie (co Ci podesłałam) w gazecie z artykułem, mówiące o tym, że Vic ujawnia swojego Twittera to też oficjalny fanclub... hmm... to Vic siedzi na swoim Fanclubie? to normalne?

    OdpowiedzUsuń
  21. Tzn to konto należy do fanclubu też, czy jak? Nie wydaje mi się dziwne. Od jakiegoś czasu podejrzewam, że G śledzi swój fandom na lju xD

    OdpowiedzUsuń
  22. W chomiku Hantaro, hahaha!Jest cuudowny!Zakochałam się od 1 wejrzenia i9 nic nie mogę na to poradzić.Za każdym razem , kiedy jestem na twoim blogu go " dokarmiam".Taki kawaiii!No w końcu to napisałam:-)Madzia**

    OdpowiedzUsuń
  23. :D Madzia** rozwaliłaś mnie! już myślałam, że chodzi o Vica, G czy innego celebrytę, a tu mój Hantaro :D

    Ismaro tak to konto należy do fanclubu też? przynajmniej tak to zrozumiałam :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Nathalienn, bardzo fajna i dobrze napisana relacja, miło się czyta, i miło sobie przypomnieć, że tak świetnie się bawiłyśmy, i że się wszystkie spotkałyśmy :-) Cieszę się, że wizyta w Warszawie była takim pozytywnym przeżyciem, i miło było mi cię gościć :-)))

    Pozdrawiam ciepło :-)

    OdpowiedzUsuń
  25. :) oj bardzo pozytywnym! trafiłam na przemiłych ludzi, którzy może dość dziwnie się na mnie patrzyli (gdy byłam ubrana w mój koncertowy strój) ale nie z jakąś zawiścią czy agresywną dezaprobatą, a bardziej z uśmiechem, zaciekawieniem i przymrużeniem oka :D Warszawa jest ogromna! Ale prócz metra (którego ogromnie się bałam) jakoś nie czułam strachu przed zgubieniem się widocznie to te magiczne słowa odniosły taki skutek: "Pałac Kultury twym drogowskazem ;)". Dawno nie byłam tak szczęśliwa i beztroska jak wtedy i nawet ani moment nie zatęskniłam za córką 9choć trochę miałam wyrzutów sumienia, że się nie martwiłam) ale od wszystkiego trzeba odpocząć, od zamartwiania się też :D

    OdpowiedzUsuń
  26. A coś ty myślała?Ja tam wolę chomika, jak już to Chache:-)Łoj tam od czasu do czasu przecież musisz się rozerwać, nieprawdaż?A kobiety robią właśnie taki błąd.Zapominają o sobie , bo dziecko stawiają na 1 plan,nie twierdzę , że to źle wręcz przeciwnie,ale zapominają o sobie, o swoich potrzebach, które też są ważne.Dobra dam Ci taką zagadkę:)Wiesz jak się nazywa zięć przyjeżdżający do teściowej?Madzia**

    OdpowiedzUsuń
  27. Jedyną odpowiedź jaką mam ale zapewne nie jest poprawna (tak mi pierwsze do głowy wpadło): przydupas ;P

    OdpowiedzUsuń
  28. Nie, hahaa nie przydupas, TURYSTA!A wiesz dlaczego?Bo to inna okolica, jak przyjeżdża do teściowej, hahah.Uśmiałam się:-)Ale to też dobre.Madzia**

    OdpowiedzUsuń
  29. Madziu dobre :D:D co do linka o Vicu tam jest wszystko co oglądałam i każdy film/drama jest naprawdę świetna/ny na swój sposób.

    OdpowiedzUsuń
  30. A wogóle to jak to się stało, że usłyszałaś o nim, co?Ty powiedz to mężowi,niech trochę pogłówkuję.Madzia**

    OdpowiedzUsuń
  31. Madziu pytasz jak to się stało, że usłyszałam o Vic'u?Tak? Hmm... to śmieszna sprawa, bo mój mąż jest prze ogromnie o niego zazdrosny (a wie, że chcę jechać na Tajwan na wycieczkę- ciekawe dlaczego ;P) A więc to zaczęło się od mojego małża, który czytał mangę o tytule "Mars" i chciał ściągnąć anima, a znalazł dramę tajwańską z Vickiem i właśnie tak to się zaczęło :D

    OdpowiedzUsuń
  32. Hehe i bardzo dobrze, niech będzie zazdrosny!Mam nadzieję, że kiedyś pojedziesz do Tajwanu:-)Hm... a ja szukam jakiś fajnych piosenek do ściągnięcia, jakie chciałam takie mam(zresztą nie wszystkie,ale mam) i teraz nie mam co ściągać.Ostatnio (wczoraj)ściągnełam sb kilka piosenek Yui -japońskiej wokalistki rock.Dałabyś jakieś, co?Madzia**

    OdpowiedzUsuń
  33. Madziu zależy co lubisz? Ja słucham Tajwańskiego popu, japońskiego rocka i popu.

    OdpowiedzUsuń
  34. też byłam! Myśmy jechały rano do Wawy i po koncercie, wieczorem wracały do domu... byłyśmy o jakiejś 2:00... wykończone. ;)

    Jak Gackt wyszedł na scene, to nie byłam pewna czy to w ogóle on jest... ;) Jakos dziwnie wyglądał... miałam wrażenie, ze jest zrobiony z wosku. ;)

    A na koncercie było świetnie... pan z kamerą stał blisko mnie i był taki sliczny, że miałam ochotę zając się nim... ;D (wtedy byłam jeszcze wolna ;). Ale powiem Ci, ze - chociaz swietnie sie bawilam - to na MYV mi się bardziej podobało. :P Może dlatego, że M. znam duzo wiecej piosenek. :D

    OdpowiedzUsuń

Jeśli piszesz komentarz jako anonim, proszę podaj swój nick :D- łatwiej odpisuje się na komentarze ;) z góry dziękuję! (*^.^*)

Suwaczek z babyboom.pl

"Don't tell me you do not want someone who is simple, ordinary, uncomplicated? Instead you want someone who is hypocrite, pre-packaged, and defensive? In fact, many times I would think, I might as well be that hypocrite, but after just one day, I would discover that I really cannot go on...I like the real me very much. (Do you) want me to do phony things? I just cannot do it.
- ZaiZai"


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...