Rytm dnia, który miałam jakoś uciekł, gubię się w czasie i przestrzeni siedząc mniej w moim wirtualnym świecie... Nie zwalę winy na to, bo to nie jest przyczyną tego stanu, po prostu tak czasem mam ;P Mimo tego, że powinnam odczuwać zmęczenie o tej godzinie, jakoś nie mam ochoty kłaść się spać... I znów pewnie padnę o 1:00, najpóźniej o 3:00, bo później raczej nie i wstanę znów rześka i pełna energii do działania o 6-7 rano. Nocny marek i ranny ptaszek... nawyki z liceum powracają.
A jeśli chodzi o tytuł posta, to chodzi o cudowną piosenkę z dramy "Save your last dance for me", którą miałam przyjemność oglądać, ale nie wiem już czy do końca... Za dużo już tego i moja pamięć zaczyna płatać figle.
A jeśli chcecie posłuchać piosenki, to jest tutaj. Życzę miłego weekendu, u mnie leje dziś pół dnia i tak się zajęłam sprzątaniem, że nie zdjęłam prania z balkonu, na szczęście mało oberwało ;) A jutro może najdzie mnie odwaga do zrobienia pierwszy raz w życiu Muffinek :D
Fajna piosenka:)
OdpowiedzUsuńMiło mi, że Ci się podoba :D
OdpowiedzUsuń