Miałam dziś ogromnie parszywy humor, naprawdę, bez kija nie podchodź. Postanowiłam się zrealizować troszkę w kuchni. To mi właśnie poprawia humor, szczególnie jak coś mi wychodzi. Dziś mi jednak na tym nie zależało, jakbym przypaliła wszystkie garnki i wszystkie potrawy by mi wykipiały spłynęło by to po mnie jak po kaczce, a garnki zamiast myć pewnie chciałabym wyrzucić na śmietnik ze złości na ten okropny humor. A jednak...
Udon czyli japoński makaron podawany na ciepło z wodnistym bulionem.
Wodnistego bulionu niestety nie zrobiłam w oryginale (nie mam bulionu dashi i czerwonych szalotek), ale zrobiłam rosół. Prawie taki jak zwykle, tylko z tą różnicą, że cebulę (połówki cebuli) podsmażyłam na suchej patelni, do gotującego się kurczaka dodałam sosu sojowego, a oprócz zwykłej włoszczyzny, dwa kawałki imbiru o długości 2-3 cm. I tak jak gotowali to w filmie "The Girl Who Leapt Through Time (Toki wo kakeru shôjo)" na gotującą się zupę wrzucali surowe jajko, które po chwili pięknie się ścina. Davidoff stwierdził, że dziękuje za to jajko- przełykając głośno ślinę ze skrzywioną miną, a ja stwierdziłam, a co mi tam. Oni jedzą i żyją, to ja raczej też.
Po włożeniu na talerz udonu i zalaniu go rosołkiem z imbirem położyłam sobie na górę ścięte jajo. Pałeczkami przebiłam je, tak, aby żółtko pięknie się rozlało po miseczce. I powiem szczerze, ten smak spowodował uśmiech na mojej twarzy z każdym ruchem pałeczek, wciąganiem do ust długiego udonu, czułam się jak w niebie :) Makaron udon jest dość cienki, długi, a przy tym w smaku bardzo delikatny, jednak nadaje potrawie dodatkowy przyjemny smaczek. Jadłam w zachwycie i radości jaka rzadko mnie ogarnia przy posiłkach, bo na ogól wszystko co robię jest dobre, ale to było inne, wyjątkowe. Niby zwykły rosół z dodatkiem imbiru, ale jak inaczej smakował, niby zwykły makaron, ale tak delikatny, niby zwykłe jajko na miękko, ale jakby niezwykłe. Przez moment czułam się tak jakbym nie jadła tego w domu przy stole, swoimi ulubionymi pałeczkami, a gdzieś tysiące kilometrów stąd... Może to głupie, co piszę, ale naprawdę tak się czułam.
Zły humor, który motywuje do chęci jego poprawy w tak prosty sposób jak gotowanie, chciałam zrobić coś innego nie myśląc tak naprawdę, cóż dodaję do tego garnka gotującej się wody. Na drugie ryż curry (podobno Hyde jada to dość często z powodu, że robi się go szybko, ale za bardzo za nim nie przepada) i warzywa z przyprawą chińską 5 smaków. Objadłam się jak bączek. Do tego na jutrzejsze śniadanie zrobiłam onigiri.
Jutro też mój humor będzie lepszy, bo prawie pół garnka "bulionu" do udonu zostało i troszkę udonu, więc jutro w mojej miseczce zupy również zagości jajko na miękko :D Zdjęcia zamieszczę z przepisem w Aniołkowej Kuchni :) od razu uprzedzam, że wyszły dość ciemne :( Jakoś dziś nie mam na to siły, chcę zatrzymać na dłużej ten miły nastrój po zjedzeniu obiadku. Sen powinien go zatrzymać przy mnie do jutra.
I mam nadzieję, że pogoda się nie pogorszy, bo dziś nie było zbyt ciekawie. Życzę Wam miłego, ciepłego i słonecznego jak nie klimatycznie to wewnętrznie słonecznego końca Złotego Weekend'u :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli piszesz komentarz jako anonim, proszę podaj swój nick :D- łatwiej odpisuje się na komentarze ;) z góry dziękuję! (*^.^*)