środa, 31 sierpnia 2011

Wyszywanki i Kumiko Chan

Właśnie zakończyłam wyszywanki pościeli i podusi dla Nuśka :D (zdjęcie się powiększa po kliknięciu). I wracam do mojej anty deprasyjnej terapii, czyli pisania opowiadania, pod tytułem "Kumiko Chan (czyt. Han)" takie drobne udziwnienie z nazwiskiem głównej bohaterki ;) Muszę powstać z tego doła psychicznego... a najlepszym lekarstwem od lat jest nazywana przez psychologów "autoterapia" czyli przelewanie uczuć na papier bądź też wymyślanie książek tudzież opowiadań. Miało być opowiadanie, ale jeśli starczy mi czasu i sił to będzie długości jak pierwsze moje "opowiadanko" (owo dzieło ma ponad 400stron :D). Wracam do natchnienia! Które mnie natchnęło do głębi :D I poprawiło mi nastrój- takie wewnętrzne katharsis z udziałem Vica (^.^). A tak po za tym jestem z siebie dumna, że napisałam te kilka słów do Vic'a dla innych może to być błahostka, ja we śnie myślałam co mu napisać żeby zrobiło mu się miło. I napisałam raczej nie kompromitujące i dziecinne jak niektóre osoby: "Greetings from Poland Vic:) I realy like your voice when you sing and how you play in movies :) big hug to you!"
I nie będę Vic'a prosić o dodanie mnie do osób śledzonych jak czytałam, co pisali jego fani ;P a tak po za tym Ismara^^ zaraziła mnie TĄ PIOSENKĄ.

wtorek, 30 sierpnia 2011

Przed jarmarkiem, po poszukiwaniach drzwi...

Szliśmy do moich Rodzicielów na piechotę, przy UG na Bażyńskiego jest tunel aby dojść do tramwaju... i właśnie to, co uwielbiam, a mianowicie Graffiti, ale nie jakieś tam wulgarne napisy, ale właśnie takie obrazy (zdjęcia powiększają się po kliknięciu):

Jarmark, szczęśliwa do szaleństwa i reszta...

O jarmarku napiszę później, gdyż mam zamiar edytować ten wpis i wstawić zdjęcia. 

Co do szczęśliwości do szaleństwa, to Vic ma Twittera :D ale raczej nie będę tu go podawać, bo Wy to Gackto fanki ;P Bardzo bardzo się ucieszyłam, tak przeogromnie, że nawet mu nic nie napisałam ;( bo niby co? Że jest cudowny, uwielbiam jak gra role w filmach, jego gesty, uśmiech i jak śpiewa... bez sensu...
I właśnie w tym momencie dopada mnie "realność", że niby co ja mogę? Nic nie mogę pośledzę i nie będę się odzywać, bo i tak mnie nie zauważy. Wkurza mnie to w moim charakterze, no cóż zwykle jestem odważna, ale jeśli chodzi o takie rzeczy to już nie. (Może podświadomie boję się, że mnie zje, albo skrzyczy ;P)

Fizyczną walkę już przegrywam, psychiczna jeszcze trwa o ład w tym mieszkaniu. W czwartek wysyłam Juliannę do przedszkola (Umie powiedzieć, że jest Nusia (*^.^*)) może wtedy dojdę do psychicznego ładu jeśli chodzi o to wszystko co wydarzyło się w sierpniu chodzi o koncert i mój egzamin (od wczoraj rana słucham non stop Gactk & YFC- "All my love"
i nie mogę przestać słuchać i chce mi się płakać i już nie dowierzam, że tam byłam i że to się działo na moich oczach, fakt chrypa została mi większa na głosie po tym koncercie, co było do przewidzenia). Także pakowanie ciuchów, koca, szczoteczek, kubków podpisywanie wszystkiego, wyszywanie inicjałów... A od października idę do pracy! Coś znajdę pieprzę ten tytuł i już nie podchodzę do egzaminu, nienawidzę już tej szkoły i zawodu, nawet jeśli bym zdała i tak już nie chcę mieć do czynienia NIC z tym zawodem. Wiem, że Vic nie był by zadowolony z mojego podejścia, moi rodzice przemilczeli to, Davidoff stwierdza, że mi przejdzie i będę zdawać, bo ja nigdy tak spraw nie zostawiam (prócz jednej PG) i pewnie ma rację... Na dziś dzień jednak NIE koniec farmacji stosowanej, chcę iść do jakiejś fajnej pracy w chińskich klimatach, i tu krąg się zacieśnia, bardzo by mi odpowiadała praca kelnerki w chińskiej knajpie :D a cudem by było gdyby pracowali tam Chińczycy!

Aja Aja Fightin'!

14.08.2011r. Jarmark Św. Dominika 

Mój małż zabrał mnie na randkę,

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

KONCERT GACKT'a (06.08.2011r. Stodoła) i Warszawa

Jeszcze raz przepraszam, że tak długo, wszystkie zdjęcia po "kliknięciu" powiększają się. To tyle, miłej lektury!

Moje przeżycia związane z wyjazdem do Warszawy zaczęły się już dzień wcześniej. Cóż się dziwić? Zawsze chciałam pojechać do stolicy, zobaczyć Pałac Kultury i pójść do Stodoły no i zjeść coś w japońskiej restauracji. A tu Warszawa, Stodoła z koncertem G., spotkanie z cudownymi bloggerkami, jedzenie w japońskiej knajpce i te emocje, które się w nas kumulowały. A  to trzeba się spakować, przygotować wszystko, wstać raniutko (o 5:00 pobudka dźwiękami "Flower", które mnie nie obudziło), ubrać się, wypić kawusię i wyruszyć w podróż tramwajem, aby dotrzeć na bus, który miał mnie zawieźć do Warszawy. Z tego wszystkiego przed wyjazdem spałam może 2h, bo nawiedzały mnie okropne myśli typu ukradzenia podręcznej torby, w której miałam bilet, ześlizgującej się torby z mojego ramienia, która wpada pod kolejkę i zostaje zmielona na strzępy. Wstałam bardziej zmęczona niż jakbym się nie położyła w ogóle spać. 
W sobotę raniutko mój małż bardzo miło mnie zdziwił, bo przygotował dla mnie niespodziankę w formie odwiezienia mnie do Gdańska Głównego kolejką. Więc do małej raniutko przybyła niania :)
Także mój mąż mężnie odstawiła mnie na busa, który wyjechał spod dworca o 7:45 i tak zaczęła się moja podróż :D W sumie bardzo miła i radosna podróż, prócz jednego incydentu z moim biednym pęcherzem i zakonnicy, która siedziała za mną mówiąc zdrowaśki (ale to zagłuszyłam słuchając muzyki na telefonie). Pytałam kierowcę o postój, a ten zatrzymał się na postój jakieś 150 km dalej ;P (ponad godzinę później), ale nie tylko mnie ścisnęło na pójście do przybytku, jednak ja chyba najszybciej wystrzeliłam z samochodu gnając na złamanie karku do toalety bez zapiętych na zamek trampek ;) jak zwykle i jak na złość muszę wyglądać w takich sytuacjach komicznie. Do Warszawy wjechaliśmy ok. 13:10 czyli z opóźnieniem, ale rozglądałam się po stolicy jak dziecko z otwartą buzią szukając górującego nad resztą miasta Pałacu Kultury i powtarzając sobie w myślach: "Pałac Kultury mym drogowskazem". Wysiadłam na przystanku Metro Politechnika 01 o godzinie 13:20 i po przejściu przez pasy pod wejście do stacji metra zadzwoniłam do Miriel. Miałyśmy się spotkać pod "Złotymi Tarasami" (gdziekolwiek to jest? i jakkolwiek to wygląda?).
Miriel oczywiście wspierała mnie na duchu, abym przejechała jeden przystanek metra i wysiadła w centrum pamiętając, aby wsiąść do metra w kierunku na Młociny :) Bilet kupiłam bez problemu, jednak bramka metra była dla mnie rzeczą nie do przeskoczenia! Razem z dziewczyną (wybacz zapomniałam Twojego imienia), która jechała ze mną w busie również na Gackto starałyśmy się sforsować bramkę jej się udało mi nie. Wtedy poczułam się jakby z butów wystawała mi słoma ;/ No cóż nie każdy mieszka w takim mieście jak Warszawa. Także na pierwszą w życiu podróż metrem miałam kompankę. Wysiadłam w centrum razem z towarzyszką z Gdańska i jej koleżanki pokierowały mnie zgodnym chórem i pokazując palcami wskazującymi "tam" po wspomnieniu hasła "Złote Tarasy". Mijając po drodze Pałac Kultury i będąc kierowaną przez Miriel (przez telefon) z zachwytu przystanęłam przed Pałacem i się popłakałam, nie myślałam, że jest aż tak piękny! Miriel oczywiście okazała mi niezwykłą cierpliwość, za co Ci bardzo dziękuję!! Idąc z plecakiem w spiekocie  zauważyłam po drugiej stronie ulicy właśnie owo "łoł!"

Owe: "łoł". Źródło zdjęcia: tutaj.
bo tylko tyle powiedziałam stojąc jak sierota z otwartą buzią, nawet nie zwracałam uwagi na przyglądających się mojej osobie ludziom. Ruszyłam w kierunku jak już teraz wiem! Ha! Centrum handlowego "Złote Tarasy" ^.^ i co? Wlazłam do nie tych obrotowych drzwi co trzeba... Miły pan ochroniarz grzecznie mnie wyprosił wcześniej mówiąc gdzie mam podążyć, ludzie spojrzeli na mnie  jak na ufo, a ja tylko pomyślałam: "że też muszę zawsze zrobić z siebie kretynkę, no cóż ktoś musi! Trudno nie będę się przejmować,  spotkam się z dziewczynami, będę miała masę wspomnień i będę się świetnie bawić na koncercie!

niedziela, 21 sierpnia 2011

ZAWIESZENIE BLOGA Z POWODU AWARII KOMPA

JESZCZE RAZ BARDZO SERDECZNIE PRZEPRASZAM, ZA BRAK WPISU. OSTATNI TYDZIEŃ CIERPIAŁAM MĘKI PRZEZ BÓL PŁUC (PRZEZ ZAPALENIE OSKRZELI). TERAZ TE MĘKI PRZERODZIŁY SIĘ W MĘKI PRZEZ BRAK KOMPA... NIESTETY NIE JEST TO Z MOJEJ WNY, LENISTWA, CZY PO PROSTU NIE POSIADANIA OCHOTY DO TWORZENIA NOWYCH WPISÓW. MÓJ KOMPUTER PERMANENTNIE SIADŁ I NIE DA SIĘ GO OŻYWIC W ŻADEN MOŻLIWY SPOSÓB JEDYNIE KUPUJĄC NOWY PROCESOR I PŁYTĘ GŁÓWNA, NA KTÓRE NA  RAZIE NIE MAM FINANSÓW. JEST MI Z TEGO POWODU NIEZWYKLE PRZYKRO...

MAM NADZIEJĘ, ŻE WYTRWACIE CIERPLIWIE DO MOJEGO POWROTU, KTÓRY NASTĄPI NAWET NIE WIEM KIEDY...

POZDRAWIAM SERDECZNIE, ŚCISKAM MOCNO!

Nathalienn

piątek, 5 sierpnia 2011

suspension

ZAWIESZENIE BLOGA.

KTÓRE ZAWIESZENIE JUŻ W TYM ROKU? POWÓD OCZYWISTY, JADĘ DO WARSZAWY SPOTKAĆ SIĘ Z BLOGGERKAMI, BAWIĆ SIĘ GENIALNIE NA KONCERCIE GACKTO, WYSKAKAĆ I WYKRZYCZEĆ WSZYSTKIE STRESY I NEGATYWNE EMOCJE, OBJEŚĆ SIĘ W JAPOŃSKIEJ RESTAURACJI, POŁAZIĆ, NIE PRZESPAĆ NOCY "NOCUJĄC U MIRIEL" I WRÓCIĆ DO DOMU NAŁADOWANA POZYTYWNĄ ENERGIĄ, STABILNIEJSZA PSYCHICZNIE I STYRANA FIZYCZNIE ;).
"ODWIESZENIE" A CO ZA TYM IDZIE WPIS O KONCERCIE NASTĄPI, GDY WRÓCĘ DO DOMU, WRÓCĘ DO PSYCHICZNEGO ZDROWIA I ŁADU FIZYCZNEGO, GDY NIE BĘDĘ NA WSZYSTKO ODPOWIADAĆ: "NIE OGARNIAM". ZAPEWNE FAKT TEN UPRZEDZĘ INFORMACJĄ O DACIE I GODZINIE NOWEGO POSTU UMIESZCZONĄ POD TYTUŁEM: "NOWE POSTY NA BLOGU" Z PRAWEJ STRONY.
ŻYCZĘ WSZYSTKIM UDANEGO WEEKENDU, ŁADNEJ PODOGY (BO ZAPOWIADAJĄ ŚREDNIĄ)- NAJWAŻNIEJSZA POGODA DUCHA I WYPOCZYNKU, ABYŚMY KOLEJNY TYDZIEŃ ZACZĘLI NAŁADOWANI MOCĄ. POWER OF GACKT!. TAK, WIĘC WITAJ YELLOW FRIED CHICKENz EUROPEN TOUR 2011 "SHOW UR SOUL" (bilet już spakowałam, żeby w Wawie nie okazało się, że został w domu ;/).

ŚCISKAM- Nathalienn (*^.^*)

czwartek, 4 sierpnia 2011

Run for You i koncert

I tak ściągnęłam "Szkarłatną literę" z 1926 roku, aby obejrzeć ją do końca... Miałam taki zamiar, ale zbyt dużo się dzieje w koło... Wiem, w co się już ubiorę, mam dwie opcje :D A tu na FB zobaczyłam jeszcze, że KAT TUN nagrali nową piosenkę i na youtube już jest teledysk :D a jeszcze zadzwoniła Asai, i Lladia na facebook'u i masa innych rzeczy, włącznie z farbowaniem włosów znajomej :D Nastawiam się z każdą chwilą pozytywniej, chociaż jestem w duchu niezwykle smutna i nastawiona negatywnie (szukanie pracy, utrata zdjęć małej), to przytłacza... Wyjazd w sobotę o 7:45, bilet u kierowcy, także pozostaje mi tylko dotrzeć do Gdańska Głównego na dworzec PKS przed ustaloną godziną. W jednej opcji będę jechała, jeśli nie będzie zbyt gorąco przebiorę się w drugą opcję :D A jeśli nie zostanę w pierwszej. Zobaczymy czy tylko mi się będzie podobało, czy jeszcze komuś... szkoda tylko, że Vic i Kame nie mogą mnie zobaczyć, bo mi się bardzo podoba mój strój :D
A co do drugiej, dokładnie pierwszej części tytułu postu, to właśnie piosenka KAT TUN, jest taka zwykła, ale chłopcy fajnie w niej tańczą, no i Kame przede wszystkim :D Nie żebym narzekała, ale chciałabym Kamenashi'ego zobaczyć tak jak i Vic'a z bliska. Już kiedyś pisałam, że śmiałości przemówić do nich bym nie miała, ale... Tak się zastanawiam, że raczej nie dam sobie rady również kupić wachlarzu w sklepiku z pamiątkami po YELLOW FRIED CHIKENz...

A oto własnie wspomniana piosenka z panami miłymi panami :D

Aby zobaczyć PV kliknij zdjęcie Kame :D

wtorek, 2 sierpnia 2011

Szkarłatna litera...

I tak właśnie po formacie mam dysk stary, na którym NIC nie mam. A nowy? Szlag trafił! Więc czy tak, czy siak NIC nie mam... Ujdzie, że wcięło mi wszystkie foty Vic'a, zdjęcia i skany Miyavi'ego, które miałam od Asai, filmy i muzykę, ale zdjęcia małej z niespełna 3 lat jej życia, tego nie przeboleję. Mam nadzieję, że da się odzyskać zawartość dysku. Będę wtedy dzień i noc siedzieć żeby dysk uporządkować (już raz miałam odzyskiwane dane), ale nie z dysku 500GB. Także wczoraj zalałam się łzami, nie mogłam się uspokoić, ale jakoś egzystują z wielką stratą w moim umyśle i sercu właśnie przez zdjęcia mojego dziecięcia. Bo tych pierwszych 3 lat jednak nie da się cofnąć, aby powtórzyć te wszystkie foty. Nadzieja- jedyne co mi pozostaje...

Co do tytułu posta, natknęłam się ostatnio na film z 1926 roku, który niestety nie obejrzałam do końca (zostało mi ok.20min- już go nie mam!). Film czarno-biały, niemy, ale bardzo ciekawy i pełen tragizmu. Grany przez głównych bohaterów w zupełnie inny sposób niż teraźniejsze filmy. The Scarlet Letter. W filmie, którego tytułu nie pamiętam, dziewczyna przerabiała w liceum książkę o tym tytule. Chcąc być sławną w szkole (i nie wyśmiewaną przez to, że jest dziewicą) przy pomocy kolegów i obcych chłopaków dostała przydomek "rozwiązłej" i zaczęła na piersi nosić szkarłatną literę A (adulteress= cudzołożnica). Nauczycielowi od języka angielskiego tłumaczyła, że lektura tak ją dotknęła, że wcieliła się w główną bohaterkę.

Tak więc wracając do filmu z 1926 roku. Młody pastor Arthur Dimmesdale (Lars Hanson), będący pupilkiem mieszkańców, osobą, z której bierze się przykład i słucha, ma dużo do powiedzenia w mieście Boston. Młoda kobieta Hester Prynne (Liliann Gish)
Suwaczek z babyboom.pl

"Don't tell me you do not want someone who is simple, ordinary, uncomplicated? Instead you want someone who is hypocrite, pre-packaged, and defensive? In fact, many times I would think, I might as well be that hypocrite, but after just one day, I would discover that I really cannot go on...I like the real me very much. (Do you) want me to do phony things? I just cannot do it.
- ZaiZai"


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...