Edycja postu godz. 20:22
Nie mogę w to uwierzyć! Po prostu nie mogę. Dawidof wrócił z pracy i powiedział: "Wiem,, co chcesz żebym powiedział, że nie jedziesz na ten koncert. Ale ja bym na Twoim miejscu pojechał, wiec jedź. Już wolę żebyś miała nieprzespane nocki z ekscytacji na ten koncert niż, że na niego nie idziesz. Nie będę Ci robił wyrzutów. Ale jak zrobi się ciepło to ja idę do klubu na imprezę. Tylko wymieńcie się numerami z tą Miriel to może się spotkacie".
23:12
I normalnie się boję :( że się spóźnię i już nie będzie biletu dla mnie, albo komp się nie będzie chciał włączyć, bo on tak ma w najważniejszych sytuacjach, że płyta główna mówi "Basta! Dziś mam wolne i nie odpalam. Strajk!". Mam nadzieję, że jutro odpali... Dużą nadzieję, może nie wykryć wszystkich dysków, ale niech odpali ;) Już padam z nóg, ciekawe czy dziś zasnę. Jestem umęczona tym dniem, tym smutkiem, ekscytacją, wzięłam się ostro i nie siedziałam przy kompie, posprzątałam dom na glanc, poprasowałam, i zrobiłam pysznego pieczonego kuraka :D I to w sumie pozwoliło mi zapomnieć na pół dnia o rozterce, którą D. rozwiał po powrocie z pracy :) Uciekam w ciepły i miły sen o ile mnie przyjmie, bo aż mi zimno ze zmęczenia.
16 grudnia 2010 godz. 10:37
To była naprawdę ciężka noc dla mojej psychiki i organizmu. W końcu Atsushi mnie ululał do snu około 4 rano. Chodzę struta, nie mogę sobie znaleźć miejsca i przez to mała też marudna. Na zmianę włącza mi się napad płaczu i chęć walki o ten bilet, po czym przychodzi rezygnacja. Dawidof stwierdził, że musi się nad tym zastanowić, mógł powiedzieć Nie i basta! I wszystko byłoby jasne, a tak siedzę na szpilkach, myśląc pesymistycznie, że usłyszę po jego powrocie z pracy to magiczne, chłodne i zamykające całą odpowiedź w jednym słowie: NIE. Czy to jest warte tego? Pewnie nie, ale ja inaczej nie umiem, jestem zbyta naładowana emocjami od zawsze i nie umiem tego zdusić i zagłuszyć w jakikolwiek sposób. Jest mi obojętne czy posprzątam dom, czy pozmywam, czy pobawię się z małą, czy zrobię obiad lub cokolwiek. D wie, bynajmniej domyśla się co czuję, a czuję zbyt wiele mieszanych uczuć wpadających z skrajności w skrajność. Nie mam siły siedzieć dziś na blogu czy ogólnie na internecie za bardzo mnie to przytłacza. Zamknę się w sobie zmuszając się do domowych obowiązków, może to pomorze? Na ogół pomagało, ale to nie było aż tak głęboki stan...
Nie mogę w to uwierzyć! Po prostu nie mogę. Dawidof wrócił z pracy i powiedział: "Wiem,, co chcesz żebym powiedział, że nie jedziesz na ten koncert. Ale ja bym na Twoim miejscu pojechał, wiec jedź. Już wolę żebyś miała nieprzespane nocki z ekscytacji na ten koncert niż, że na niego nie idziesz. Nie będę Ci robił wyrzutów. Ale jak zrobi się ciepło to ja idę do klubu na imprezę. Tylko wymieńcie się numerami z tą Miriel to może się spotkacie".
23:12
I normalnie się boję :( że się spóźnię i już nie będzie biletu dla mnie, albo komp się nie będzie chciał włączyć, bo on tak ma w najważniejszych sytuacjach, że płyta główna mówi "Basta! Dziś mam wolne i nie odpalam. Strajk!". Mam nadzieję, że jutro odpali... Dużą nadzieję, może nie wykryć wszystkich dysków, ale niech odpali ;) Już padam z nóg, ciekawe czy dziś zasnę. Jestem umęczona tym dniem, tym smutkiem, ekscytacją, wzięłam się ostro i nie siedziałam przy kompie, posprzątałam dom na glanc, poprasowałam, i zrobiłam pysznego pieczonego kuraka :D I to w sumie pozwoliło mi zapomnieć na pół dnia o rozterce, którą D. rozwiał po powrocie z pracy :) Uciekam w ciepły i miły sen o ile mnie przyjmie, bo aż mi zimno ze zmęczenia.
16 grudnia 2010 godz. 10:37
To była naprawdę ciężka noc dla mojej psychiki i organizmu. W końcu Atsushi mnie ululał do snu około 4 rano. Chodzę struta, nie mogę sobie znaleźć miejsca i przez to mała też marudna. Na zmianę włącza mi się napad płaczu i chęć walki o ten bilet, po czym przychodzi rezygnacja. Dawidof stwierdził, że musi się nad tym zastanowić, mógł powiedzieć Nie i basta! I wszystko byłoby jasne, a tak siedzę na szpilkach, myśląc pesymistycznie, że usłyszę po jego powrocie z pracy to magiczne, chłodne i zamykające całą odpowiedź w jednym słowie: NIE. Czy to jest warte tego? Pewnie nie, ale ja inaczej nie umiem, jestem zbyta naładowana emocjami od zawsze i nie umiem tego zdusić i zagłuszyć w jakikolwiek sposób. Jest mi obojętne czy posprzątam dom, czy pozmywam, czy pobawię się z małą, czy zrobię obiad lub cokolwiek. D wie, bynajmniej domyśla się co czuję, a czuję zbyt wiele mieszanych uczuć wpadających z skrajności w skrajność. Nie mam siły siedzieć dziś na blogu czy ogólnie na internecie za bardzo mnie to przytłacza. Zamknę się w sobie zmuszając się do domowych obowiązków, może to pomorze? Na ogół pomagało, ale to nie było aż tak głęboki stan...
Fajnego masz mężą :D
OdpowiedzUsuńżeby tylko udało ci się kupić bilet:)
wiem, że fajny ;) w końcu jaka ja dla niego taki on dla mnie... i to jest dobre tylko w tym wypadku myślałam, że powie NIE. A powiedział mi jeszcze "czasem trzeba być egoistą". :D aż mi się płakać chce i dziś pewnie też nie zasnę, bo będę się bała czy dostanę bilet (nigdy jeszcze nie zamawiałam biletu przez internet i w ogóle na koncert). Ściągam nową płytę Niyaviego, do której zostawiłaś mi link :) Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńTo będę jutro trzymać kciuki za Ciebie i Miriel:)
OdpowiedzUsuńnie dziękuje (żeby nie zapeszyć) chodź w sumie w to nie wieżę ale wychodzę na zabobonną pogankę ;D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wszystko się dobrze skończyło, i nawet dom na tym skorzystał, bo został wysprzątany :-)) i pyszny obiad, super :-)) Czyli Miyavi Ci służy ;-))
OdpowiedzUsuńtak depresja bardziej przez to ze nie bedzie biletu ;) wtedy sie zajmuje wszystkim na tip top bp tak to dom codziennie musze sprzatac przez tego małego Robalka ;)
OdpowiedzUsuń