niedziela, 2 stycznia 2011

[...]

31 GRUDZIEŃ 2010


Zabrania się przetwarzania, kopiowania i wykorzystywania w jakikolwiek inny sposób poniższego tekstu.


Asai prosze :)


„Wszystko będzie dobrze Malutka”, a i tak mnie nie usłyszy. Otwiera okno, podwija nogi i obejmuje je rękoma. Ma małe dłonie, ogólnie jest filigranowa. Siedzę i patrzę w niebo za otwartym oknem. Widzę księżyc i mnóstwo gwiazd, ogarnia mnie smutek i już wiem, co musiała czuć, kiedy nie mogła pomóc przyjaciołom z poza województwa. Chcę płakać, nie mogę ten przywilej też mi odebrano, coś mi siedzi w gardle. Uporczywie drapie, jakbym połknął kość od kurczaka. To jest tak przykre... Odwracam głowę, Ona zmęczona położyła się skulona na łóżku przykryła kocem i zasnęła. Budzi się, o 9:20, gdy wszyscy jeszcze śpią, wypija herbatę stojącą na stoliku. Idzie do łazienki, chcę Jej dać chwilę, coś we mnie pękło. Jest kobietą, dziewczyną, cholera bez różnicy. Nie jest facetem, a ja jestem Jej stróżem, nagle zrobiło mi się głupio, że Ją obserwuję. Wręcz podglądam, tak wiem, że Ona tego nie wie, ale każdy potrzebuje prywatności. Źle to ująłem bez różnicy, po prostu nie chcę filozofować czy jest kobietą czy dziewczyną. Dokładnie to wiem, co mnie też irytuje, o wszystkim wiem, nawet o tym, że w wieku 5-ciu lat pocałowała kolegę w przedszkolu. Paranoja! Wychodzę do przedpokoju i opieram się o szafę. Patrzę na Nią jak czesze włosy i zaplata je w warkocz. Czuję, że coś się dziś święci, ale co? Liczę na palcach, na pewno nie okres, byłaby bardziej nerwowa. Wchodzi po cichu do pokoju, rozgląda się po nim jak mały kotek i na palcach gna do kuchni. Wchodzę tam za Nią, już mi się to nie podoba, na szafkach siedzą anioły, ale tylko chłopców. Mała odkręca ciepłą wodę i zaczyna zmywać naczynia. Chce pomóc dziewczynom, jest dość duży bałagan.
- Anioł z Ciebie od siódmych boleści- Mówi jeden zeskakując z szafki.
- Co masz na myśli?- Spoglądam szybko na niego i resztę, która uśmiecha się krzywo.
- A to, że za bardzo się nią przejmujesz. Masz już pewno wyrzuty sumienia, że rzygała i nie mogłeś jej włosów trzymać- śmieje się.
- Chyba o to chodzi?- Jestem zdziwiony
- Chodzi o to, że robisz z siebie świętego za życia- Mówi wkurzony drugi- Oj sorry Ty przecież nie żyjesz. Po co Ci wyrzuty sumienia? Masz zrozumieć, co Ty źle zrobiłeś!
- No, a co on mógł źle zrobić? Dziewczyna mu rogi doprawiła.- śmieje się trzeci- W ogóle jakim cudem, masz być opiekunem dziewczyny. Ty wiesz w ogóle, o co tu biega? Z tym stróżowaniem?- Pyta ten pierwszy z wściekłością. Nie chcę się, kłócić i czuję się coraz bardziej zagubiony i skrzywdzony tą uwagą o Ewelinie.
- Wydawało mi się, że na tym, co robię- Mówię szeptem.
- Mistrz się wkurzy, podstawowa zasada- Grozi palcem ten drugi- Nie przywiązuj się do swojego podopiecznego.
- Ale u niego to inaczej, on ma dziewczynę, my facetów- mówi trzeci zasmucony.
- Jaki mistrz?- Pytam ożywiony.
- A kto wczoraj się do Ciebie odezwał? Ten tubalny głos. Co? Myślałeś, że to telewizor- zaśmiewają się czterej i wychodzą z kuchni. Co ja źle zrobiłem? Nie zdradziłem mojej byłej, o sypianie chodzi? Zaczynam mieć wyrzuty sumienia, czy aż tak źle jej było. Kłóciłem się z rodzicami jak każdy, no może za szybko przespałem się pierwszy raz z dziewczyną. Miałem wtedy 17cie lat. Ale nic nie ukradłem, ani nie pobiłem nikogo. Chociaż byłem sk8tem, kumple jarali i w ogóle, ale ja tylko raz spróbowałem. Nie wiedziałem, co myśleć, zrobić. Co ja takiego zrobiłem, zdałem maturę i chciałem iść na studia, a moi kumple w tym czasie, gdy się uczyłem jarali i bili się z dresami. Mnie to nie bawiło, w wolnym czasie pisałem teksty i jeździłem na desce.
- Nie rób rachunku sumienia- słyszę głos, to była anielica- Nic nie zrobiłeś złego zapewne, to czysty przypadek. Tak mi nakazał Mistrz, abym Ci powiedziała.
- Dzięki, ale jakoś mnie to nie uspokaja.- Mała właśnie skończyła zmywać i wrzucała wszystkie papiery zebrane w ręce do worka na śmieci pod zlewem.
- Jestem Elza, mam do Ciebie prośbę- Mówi spokojnie- Tylko czy ją spełnisz?
- Mogę spróbować, chociaż Cię nie znam- Odpowiadam.
- Mam Ci coś pokazać dziś w nocy. Możesz na mnie czekać o 1:11 na daszku Jej bloku?- Pokazała na Małą głową.
- Czy nie powinienem Jej pilnować cały czas?
- A myślisz, że coś Jej się stanie?- Uśmiechnęła się uspokajająco.
- No nie wiem...
- A możesz jej pomóc, gdy ma tarapaty?- Nic nie odpowiadam.
- Więc, czekam na Ciebie o 1:11 na daszku Jej bloku.- Patrzę na Małą, kończy sprzątać blaty w kuchni. Odwraca się w moją stronę, stoję z Nią twarzą w twarz, ale nie widzi mnie. Wlewa wodę do czajnika elektrycznego i włącza, aby się zagotowała. Usiadła w pokoju na krześle i zapaliła papierosa. Śmiesznie wydmuchuje dym, tak kobieco. Bierze kartkę, z pliku czystych, które leżą koło drukarki i szuka długopisu. Trzyma długopis w ustach i buja prawą nogą, którą założyła na lewą- myśli. Uroczo wygląda, przechyla w lewo główkę, uchyla lekko usta i zaczyna pisać. Po skończeniu stawia kartkę opartą o wazon i wychodzi do przedpokoju, a stamtąd do pokoju. Ścieli po sobie łóżko, wraca do przedpokoju i ubiera buty. Zakłada kurtkę i wychodzimy z imprezy. Idziemy na przystanek tramwajowy, jest 11:05 za dwie minuty mamy tramwaj 15-kę do Oliwy. Zdążyła, wsiada do tramwaju. Staje z tyłu i opiera się o poręcz biegnącą poziomo z tyłu pojazdu.
- Jestem, co chcesz mi pokazać?- Pytam Elzę, gdy już jestem na daszku nad wejściem do klatki...
- Mistrz kazał mi coś Ci uzmysłowić.- Patrzy na mnie srogim wzrokiem- Jesteś Aniołem stróżem. Mistrz uważa, że masz dziwne zdolności.
- Co masz na myśli?
- Mam Cię wziąć w pewne miejsce i pokazać cel Twojej śmierci.
- Kim jest Mistrz?
- To człowiek, który ma wielką moc i się nie myli.
- Jaką moc?- Pytam zdziwiony, gdy szybujemy przez ciemną noc.
- Czarodziejską- uśmiecha się - A co myślałeś?
- W jakim my jesteśmy świecie? W moim świecie ludzie wierzą w Boga...- Waham się.
- Boga powiadasz... Bo tak im łatwiej, nie chcą wierzyć w nic innego.- Wlatujemy przez okno do środka domu, poznaję ten dom. Posiadłość jest pusta:
- To dom Eweliny- mówię spokojnie.
- Tak- mówi krótko Elza i wchodzi do jej pokoju, wie dokładnie, gdzie i co jest.
- A gdzie jej rodzice, ona i....- Nie mogę dokończyć
- Wyjechali z małym- Mówi obojętna otwierając szufladę biurka i wyjmując gruby zeszyt.- A Twoja była? Na odwyku- Nic nie mówię.- Podejdź proszę.- Podchodzę do Niej spokojnie. Jest oparta o biurko, jakby często czytywała w tej pozycji trzymany zeszyt.
- Ostanie pytanie- mówi Elza pośpiesznie- Co wiesz o Jej darze?
- O Małej?- Przytakuje- Wiem, że ma dar i sama w końcu dojdzie do tego jak go użyć...- Przeczuła, że chce o coś spytać, więc mówi szybko:
- Mistrzu, która to strona?- Strzela palcami, a pamiętnik otwiera się na stronie zapisanej drobnym maczkiem. Na drugiej widzę moje zdjęcie. Dwa i pół roku temu je ode mnie dostała... Z zamyślenia wyrywa mnie Elza:
- Cytuję „Nawet nie wiesz, jaką przyjemność sprawia mi bawienie się tymi facetami. Najbardziej lubię Toba, ma śliczne oczy i jest trochę naiwny. Jesteśmy już rok razem. Kilka dni temu poznałam fajnego faceta, nieziemski gościu, ma masę kasy i fajny samochód. Wszystkie te chłopaczki nie mają tego, co on- frajerzy”- Przerywa i patrzy na mnie.- Ona się chciała Tobą bawić, jakby miała uczucia to kochałaby Cię.
- Jasne- Odpowiadam- Nie musisz mnie pocieszać.
- Są kobiety bezwzględne i te, z którymi mężczyźni postępują tak jak Ewelina z nimi- Szepcze łamiącym się głosem.
- Mogła ze mną zerwać- Odrzekłem siadając na łóżku.
- Nie, bo faceci to jej nałóg. Myślisz, że Mała jest święta? Też ma swoje za uszkami. Ewelina chciała Cię mieć przy sobie, kiedy była w ciąży...
- Tak, żeby mieć ojca dla nie mojego dziecka- Mówię wzburzony.
- To fakt, tamten macho wykorzystał ją ostatni raz, gdy była pijana i zwiał, a po Twojej śmierci się załamała. Widocznie byłeś jedyną naprawdę dobrą rzeczą w jej życiu. Chociaż z niektórymi dziewczynami postępowałeś nie ładnie- Spojrzała na mnie z małym uśmieszkiem.
- Mówiłem, wprost, że nie chce się z jakąś umówić i z dwiema się całowałem na dwóch różnych imprezach. Wiem...
- Z trzema- poprawiła mnie- Całowałeś? Ładne określenie- Prychnęła- Migdalenie lepiej brzmi- zaśmiała się i uspokoiła- Jak myślisz, dlaczego umarłeś?
- Elze to Ty mi to powiedz!- Byłem zły
- Powodem nie jest, to żebyś przejrzał na oczy, jakie rogi dorabiała Ci Ewelina. Bo tak myślałeś prawda?- Mówi spokojnie.
- To, jaki? Chciałem studiować, mieć rodzinę....- Wyliczam
- Czysty przypadek- przerywa mi smutna- Miała zginąć Twoja siostra Mika, aby rodzice zrozumieli, że nie tylko pieniądze są w życiu ważne. Zrozumieli to...- Spojrzała na mnie współczująco. Patrzyłem na pokuj Eweliny, dotknąłem dłonią łóżka, na którym się nie raz kochaliśmy. Dotknąłem, ale ręka przepłynęła mi przez drewno i materiał. Jest mi źle, Elze wzdycha głęboko:
- Wracaj do Niej zbliża się niebezpieczeństwo, czeka na Nią groźny przeciwnik- Mówi wrzucając zeszyt do szuflady i zatrzaskując Ją.- Zapamiętaj tylko to, że Twoje bycie stróżem, a nasze... To dwie różne bajki Tobiaszu- Uśmiecha się gorzko i znika. Słyszę tylko pstryknięcie palcami i nagle znajduję się z powrotem u Niej. Wchodzę do Jej pokoju, śpi spokojnie. Siadam na parapecie uchylonego okna i patrzę w niebo, chciałbym poczuć teraz wiatr na policzkach. Co Elze chciała mi powiedzieć? „Zapamiętaj tylko to, że Twoje bycie stróżem, a nasze... To dwie różne bajki Tobiaszu” jak to? Myślę i już wiem, w czym tkwi szkopuł. Elze i inne anioły mogą podnosić przedmioty i mają z jakimś Mistrzem kontakt. Nie to absurd! Ale tu się zgadza, nie mogę trzymać przedmiotów i przenosić ich. Głupieję, ale to dziwne, czemu oni się tak łatwo pogodzili, ze śmiercią? A ja?
Świerszcze cykają w trawie... [...]


================================================

EDYCJA WPISU 02 STYCZNIA 2011


Świerszcze cykają w trawie...
Elza miała rację z tym niebezpieczeństwem. Dość duże oddziały wojsk wkraczają do miast Polski, odłączają prąd, sieci komórkowe też nie działają, gaz, woda. Wszystko siada! Mała pakuje się pospiesznie w duży plecak, bierze kilka par spodni, swetry. „Mała, bielizna i skarpetki”- krzyczę przerażony. Po co? Wiem, że je spakuje i tak, po drodze bierze jeszcze zdjęcia przyjaciół z szuflady i dwie letnie spódnice i sukienkę z szafy. Wkłada buty, kurtkę zakłada na klatce schodowej trzymając przy ścianie plecak. Mama Małej zamyka dokładnie drzwi, tata już pobiegł do samochodu. I już w trójkę jadą 7-mką na południe Polski. 10 godzin w samochodzie, po drodze pełno blokad. Dojeżdżamy do celu podróży, widok mi dech zapiera. Wszędzie wzgórza, zielone, albo kraciaste, przez poletka różnokolorowych zbóż. Małą żegnają rodzice i zostawiają, Ją z jakąś starszą panią. Już ich nie ma, Ona wzdycha smutno, kobieta otacza Ją ramieniem i wprowadza do domu. Ściany są dopiero pobielone, dom jest duży, drewniany, ma dwa piętra. Pierwsze, z którego schodzimy do piwnicy i poddasze. W piwnicy jest spiżarka, łaźnia, bo nie można nazwać tego łazienką, warsztat, pokój pszczelarski i kuchnia. Wielka kuchnia z ogromnym piecem i dwiema długimi drewnianymi ławami. W środku jest chyba gorąco, bo widzę kropelki potu na Jej nosie i czole. Starsza kobieta, dość tęga, ale o bardzo miłej twarzy siada obok Małej.
- Jak na Ciebie mówią? Nie z imienia- Pyta Ją. „Powiedz Mała, albo Aniołek”. Kobieta dziwnie spogląda po kuchni, jakby mnie usłyszała.
- Cicha- odpowiada, po chwili spokojnym głosem.
- Oj dziewczyno, mamy tu dość surowe warunki, jak widzisz- Pokazuje palcem po suficie i na przejście, które łączy resztę pomieszczeń.- Remont, dopiero, co wybudowalimy tą chałupę- Mówi ocierając nos- Mówi mi ciocia- gładzi Małą po policzku.- Będzie teraz mieszkała gdzieś indziej, bo tu warunków ni ma. Twoje rzeczy już tam są. Choć dziecko- Bierze Ją za rękę i wychodzą na dwór. Idą przez trawnik koło domu usłany stokrotkami, wyżej domu oddalona tak o 50 m stoi betonowa studnia. Przechodzą obok studni i kierują się dróżką wzdłuż pola pszenicy. Wiatr akurat wpadł między kłosy i szeleści nimi, obija kłosy o siebie nawzajem i dobywa się z nich specyficzny zarazem szeleszczący dźwięk. Mała zamyka oczy i wącha, uśmiecha się lekko. Wiem, że podoba Jej się ten zapach. Po pięciu minutach wyłania się zza krzaków drewniany mały dom.
- Dziecinko, my tu nie mamy żadnych technicznych nowinek- Patrzy na nią starsza kobieta- Żyjemy jak zwyczajni ludzie ze wsi pod koniec 19-go wieku- Uśmiecha się współczująco.
- Ale mi to nie przeszkadza, moja babcia też mieszka na wsi i są u Niej podobne warunki. Co roku jeździłam do Niej na wakacje- Odpowiada spokojnie i bez jakiegoś żalu, jakby była do tego przyzwyczajona.
- Giori!- Krzyczy kobieta- Giori!- Z domu wychodzi mężczyzna, jest ubrany w mocno przybrudzone spodnie, na górze ma koszulę. Koszula nie ma większości guzików od góry i na wietrze szamocze się właścicielowi ukazując na suchej klatce piersiowej tatuaż.
- Tak Melmo- Mówi młodszym głosem niż wskazywałby jego wygląd.
- Giori, mamy nową podopieczną z Johnem- Przesuwa Małą za ramiona przed siebie.
- Dzień dobry- Lekko ugina nóżkę i dyga.
- Jaki aniołeczek- Uśmiecha się staruszek.- Wejdźcie obie proszę- Pokazuje ręką na sień domu.
- Giorio wybacz, ale mi spieszno, musimy dom przygotować, niedługo wszyscy się zjadą.- Mówi ciocia przepraszająco.
- Oj będziecie mieli motłoch- Mówi i śmiejąc się. Stoją bez słowa, aż zastanawiam się czy nie został na nich rzucony jakiś urok. Melma odchodzi, zostawiając Małą z tym starszym człowiekiem.
- Wejdź. Zapraszam!- Uśmiecha się zachęcająco. Wchodzi do sieni, ja za Nią. Wejście jest dość małe, a w środku zamiast desek lub kafelek podłogowych jest klepisko.
- Pachnie ziemią- Szepcze Mała, jakby do mnie. W sieni jest chłodno i ciemno, po prawej stronie znajdują się dwa wejścia bez drzwi. Po lewej zaś są drzwi, lecz szeroko otwarte i toporne. Aby wejść do izby trzeba stanąć na progu, który jest wysoki na stopę i schylić głowę. Ona wchodzi pierwsza... Ja za Nią. Słyszę piski i miałki- To pewnie koty- myślę.
- Siadaj proszę- Giorio pokazuje na ławkę z oparciem, na której siedzisku leży podniszczony koc. Ona siada grzecznie, ja obok Niej.- Chcesz może maślanki?- Pyta uśmiechając się.
- A poproszę i to bardzo- Odpowiada rumieniąc się. Widzę, że Jej tu odpowiada.
- Proszę- stawia Jej drewniany kubek z białym, gęstym płynem na stole. Siada z drugiej strony stołu na zydlu i opiera łokcie o ławę. – Nie jestem zbyt towarzyski, mieszkam tu sam już od 40-ciu lat- mówi spokojnie- Jestem weterynarzem i lekarzem, pomagam Melmie i Johnowi jak tylko tego potrzebują.- Splata palce dłoni.
- Mam nadzieję, że nie będę panu przeszkadzać- Rzuca szybko moja podopieczna.
- Na pewno nie- Macha ręką starzec- Musisz się kilku rzeczy nauczyć, ale to nie przy mnie. U mnie masz się po prostu za klimatyzować. Reszta dojedzie dopiero za sześć tygodni.
- Reszta?- Pytamy równo. Giorio wstaje i kręci się po izbie.
- Do Łapy kundla już 19-ta- drapie się po głowie- muszę krowę wydoić. Tak, tak krowę wydoić.- Powtarza i bierze wiadro.- Rozgość się proszę, ja zaraz wrócę.- I wychodzi. Mała wstaje z ławki i chodzi po kuchni. Widzę wielki kaflowy piec, który stoi przy ścianie przeciwległej do drzwi wyjściowych. Obok stoi komoda z małymi przeszklonymi okienkami w drzwiczkach. Na nalepie pieca leży wielka drewniana deska, z ćwiartką bochenka chleba i wielkim nożem. Mała rozgląda się po kuchni, dostrzega ścierkę wiszącą na lnianym sznurze nad drewnianą jajowatą balią. Wącha Ją:
- Czysta- mówi po cichu i zawija w nią chleb odkładając na wąski blat kredensu. Okruchy strzepuje do wiadra z odpadkami, które nie pachną zachęcająco. „Co to u licha?” Pytam na głos, chociaż wiem, że odpowiedzi nie uzyskam.
- Cebrzyk- Śmieje się- Kurcze podobnie wszystko poustawiane jak u babci- Wkłada ręce do kieszeni, gdy już pozmywała talerz i dwa kubki, które leżały brudne w drewnianej misce i spogląda przez okno na sad.
- Dziewczyno- Słyszymy zdenerwowany głos
- Tak?- Widzę, że jest przestraszona.
- Pomóż mi- Starzec wchodzi ciężkim krokiem do kuchni, trzyma w ręku zakrwawiony ręcznik.
- Co mam robić?- Widzę, że jest zaskoczona całą sytuacją.
- Przytul je do siebie jak kobieta dziecko, bo dopiero, co narodzone- Bierze od Giorio zawiniątko i przytula do siebie. Ręcznik się lekko rusza, widzę strach w Jej oczach.
- Czy to, może zginąć?- Pyta, gdy staruszek rozpala ogień w piecu i nastawia wodę w starym żeliwnym czajniku.
- Tak- Odpowiada zamyślony. Mała odwija lekko zawiniątko i bez zastanowienia rozpina bluzę, a później wkłada owo Coś pod bluzkę na ramiączkach na piersiach i zapina bluzę. Pociera delikatnie przez bluzę ruszający się pagórek na klatce piersiowej. Po jakiś 40stu minutach:
- Daj mi je- mówi spokojnie już Giorio, Ona potulnie rozpina bluzę i wyjmuje zawiniątko zza bluzki. Starzec bierze zakrwawiony ręcznik delikatnie swoimi wielkimi, męskimi dłońmi i wkłada wszystko do drewnianej misy z ostudzoną już z wrzątku wodą.
- Podejdź- mówi, łagodnie patrząc na Nią. Mała, więc wstaje i podchodzi do nalepy pieca. Ja też jestem ciekaw, co tam jest dokładnie. Lekarz rozwija ręcznik w wodzie, na nim leżą dwa, małe zakrwawione kotki.
- Podać mydło?- Pyta przyciszonym głosem.
-Tak, tak. Zapomniałem- Podaje mu, więc szare mydło. On namydla dłonie i delikatnie przemywa kociaki. Naszym oczom ukazują się zapienione maleństwa białe w czarne paski.
- Czy to...?- Nie kończy, jest zaskoczona.
- Tak tygrysy albinosy, matka je za wcześnie urodziła. Pewnie by zginęły gdybym tu Ciebie nie miał. Kobiety mają inne odruchy- Mówi uśmiechając się do Niej- Wyjmij proszę z kredensu ręcznik- Pokazuje jej ręką szafkę w ścianie. Ona otwiera szafkę i wyciąga ręcznik, który bardziej przypomina ścierkę z bawełny.
- Albo wyjmij dwie najlepiej- Mówi Giorio trzymając nad miską na dłoniach kociaki, które piszczą w niebogłosy.- Chyba im ciepło było w tej wodzie z mydłem- Śmieje się staruszek. Mała podaje mu ścierki, a on delikatnie wyciera oba kociaki...
Dwa tygodnie u Giorio minęły niezwykle szybko. Mała siedzi na trawie za domem, obok leszczyny, na kolanach w kocyku trzyma dwa małe tygryski i mówi do nich. Pod leszczyną leży tygrysica, a kilka metrów dalej następna. Tarmo, samiec poszedł na rewir. Co dzień w południe obchodzi swoje (Gioria) terytorium. Siedzę obok Niej, widzę, że jest szczęśliwa, oczy Jej się śmieją. Zrywa źdźbło trawy i pokazuje małemu tygryskowi, drugi śpi. Śpioszek, to samiczka, była słabsza niż samczyk, który ciekawy jest całego świata. Po dwóch tygodniach tygrysom otwierają się oczy. Wczoraj był ten dzień, Mała aż się popłakała ze szczęścia. Jest sama z tygrysami, one mają nakaz pilnować Jej, Giorio pojechał do miasta wozem zaprzężonym w konia. Nagle słyszymy głos:
- Giorio! Giorio- Odbija się echem w sieni. Chłopak przebiega przez sień i trzymając się rękami futryny wygląda na placyk, gdzie siedzi Ona. Spogląda na młodzieńca.
- Dzień dobry- Zmieszał się. Nie może znaleźć słów by zapytać o weterynarza.
- Giorio pojechał do miasta- Powiedziała spokojnie gładząc kotka po brzuszku- Może mogę w czymś pomóc?
- Mógłbym na niego poczekać?
- Oczywiście- Uśmiecha się.- Może chcesz coś do picia?
- Nie, dziękuję pani- Siada obok zdyszany. Mała spogląda na tygrysice, która podchodzi do Niej powoli, aby nie przestraszyć ani kociąt, ani Jej.
- Myślisz, że już pora karmienia?- Pyta gładząc tygrysice delikatnie za uchem, widać, że się jeszcze boi tych dostojnych i wielkich kotów. Tygrysica patrzy Małej w oczy.
- Dziękuję Ci, za uratowanie moich dzieci- Mała blednie jak płótno. „Co? Tygrys mówi?”- Pytam na głos, też to słyszałem, ale chłopak, który siedzi tuż obok nic nie słyszał. Z sieni wyłania się staruszek:
- Wróciłem- Uśmiecha się.
- Giorio witaj- Chłopak wstaje.
- O! Kogo moje oczy widzą, w końcu się zjawiłeś- Podają sobie głośno ręce i obejmują się- Witaj Kamaelu- Całuje go starzec. Wchodzą do kuchni i śmieją się głośno.
- Ja nic nie zrobiłam- Odpowiada tygrysicy zduszonym głosem- Tylko je przytuliłam.- Tygrysica kładzie się obok Małej, a ta kładzie jej kociaki z kocem obok brzucha. Małe zrywają się od razu i zaczynają pić mleko matki.
- Mała chodź do nas- Wyłania się Giorio.
- Już tylko...
- Zostaw je. Zira ich przypilnuje- Machnął ręką i zniknął. Wchodzimy do kuchni, na ławce siedzi Kamael, Giorio nalewa mu mleka z drewnianego wiadra.
- Mała, to wnuk mojej zmarłej siostry Kamael- Pokazuje dłonią na chłopaka, który wstaje.- Chyba tyle samo wiosen macie- Śmieje się.
- Witam- mówi chłopak i delikatnie muska ustami Jej małą dłoń.
- Już wszystko ustalone- Mówi Glorio kładąc Jej dłoń na ramieniu. Jeden kociak Twój, drugi jego- Pokazuje na wnuka.
- Słucham?- Pyta zaskoczona.
- Wybieraj, chcę Ci dać prezent wolisz samiczkę czy tego urwisa?- Pyta siadając w rozkroku na zydlu pijąc mleko.
- Samiczkę- Odpowiada szybko Mała.
- Zira!- Krzyczy staruszek- Zira- Przybiega tygrysica, a za nią niezdarnie dwa maluchy, weszła do izby. Kociaki są za małe by wskoczy na tak wysoki próg, więc wnosi je po kolei.– Twoja córeczka będzie miała panią- Giorio tak głaszcze tygrysice, że ta zaczyna mruczeć jak mały kociak. Otwiera oczy i patrzy na Małą: „Dziękuję, że będziesz jej panią. Ufam Ci, nie chciałabym, aby poszła w inne ręce”- Małej lata podbródek. Giorio odsuwa kubek od ust i patrzy to na Nią to na Zirę.
- Kamaelu mógłbyś wyczesać Gniadego i Bezę?- Pyta chłopaka.
- Już idę- Wykrzykuje szczęśliwy. Wyszedł pospiesznie z kuchni. Mała i tygrysica patrzą na siebie. Giorio odstawia głośno kubek na stół, przecinając na moment linię spojrzenia Małej i tygrysicy. Zira patrzy na pana i wychodzi z kuchni. Mała spogląda na staruszka.
- To jednak Ty- Uśmiecha się słabo.
- Słucham?
- Miałem nadzieję, że to nie będziesz Ty- Mówi, przygładzając dłonią rzadkie włosy na głowie.- Ech jak wróci Kamael, to muszę z nim uzgodnić, aby zaczął Cię uczyć jeździć konno i władać mieczem.
- Nie rozumiem...
- Zrozumiesz... – Nagle za oknem dało się słyszeć ryk tygrysa.
- Posłaniec- Małej łamie się głos- do Melmy przybył posłaniec- mówi Mała
- Teraz rozumiesz? – Wychodzi pospiesznie zostawiając Ją samą.[...]

6 komentarzy:

  1. Dziękuje:)

    W sumie nigdy jeszcze nie czytałam powieści w odcinkach. Po przeczytaniu tej części wiem jeszcze mniej:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra na następny raz po prostu dopiszę fragment pod spodem w tym samym poście tylko dopiszę dycja ok?

    OdpowiedzUsuń
  3. trochę nie bardzo zrozumiałam szeptania łamiącym się głosem, nie słyszę tego :) poza tym - żadnych zastrzeżeń

    Gdy dopiszesz pod spodem skąd będę wiedziała że jest ciąg dalszy? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. będzie wyskakiwało ze nowy post :P bo ustawie żeby data i godzina się zmieniła :)
    szeptanie łamiącym się głosem...hmm... nie wiem musiałabym się wczuć jeszcze raz jak to pisałam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jaka zmiana klimatu, miejsca, głównego wątku, i to wszystko jednym zdaniem wprowadzone:)
    Już myślałam, że łapię o co chodzi, ale jednak nie.
    Pewnie to Twój zamiar, ale denerwuje mnie gdy nie wiem o co chodzi, lubię wszechwiedzącego narratora:)

    OdpowiedzUsuń
  6. No właśnie poprzednie cudo, które pisałam było z narratorem wszystkowiedzącym i tak jakoś zbyt wszystko wiedzące było ;)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli piszesz komentarz jako anonim, proszę podaj swój nick :D- łatwiej odpisuje się na komentarze ;) z góry dziękuję! (*^.^*)

Suwaczek z babyboom.pl

"Don't tell me you do not want someone who is simple, ordinary, uncomplicated? Instead you want someone who is hypocrite, pre-packaged, and defensive? In fact, many times I would think, I might as well be that hypocrite, but after just one day, I would discover that I really cannot go on...I like the real me very much. (Do you) want me to do phony things? I just cannot do it.
- ZaiZai"


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...